Wanda Sztander


Interwencja nie jest awanturą, ekspedycją karną ani okazją do wyrzucenia swoich nagromadzonych, negatywnych uczuć...

Powróćmy do interwencji


Około 10 lat temu pojawiły się w Polsce pierwsze publikacje na temat "Interwencji w chorobie alkoholowej" zwaną inaczej "Interwencją kryzysową". Mówiąc o "chorobie alkoholowej", trzeba stwierdzić, że dzisiaj rzadko określamy tak eufemistycznie alkoholizm i właściwie trudno byłoby znaleźć dobrą, krótką nazwę dla tej metody. Interwencja wobec alkoholika? Zakładalibyśmy, iż posiadamy w tej sprawie właściwą diagnozę, w czym także teraz jesteśmy ostrożniejsi niż kiedyś. Opisowo należałoby powiedzieć: interwencja wobec osoby pijącej na tyle nadmiarowo i problemowo, iż otoczenie decyduje się działać na rzecz przeprowadzenia poważnej diagnozy w kierunku uzależnienia od alkoholu, zakładając konieczność podjęcia przez tę osobę leczenia. To zbyt długa nazwa. Proponuję konkurs na trafną, krótką i merytorycznie spójną nazwę dla metody, którą zechcę przypomnieć, a którą dla uproszczenia będę nazywać po prostu interwencją.
Interwencja jest działaniem konfrontacyjnym. Chcemy po uprzednim, dobrym przygotowaniu, skonfrontować pijącego z tym, jak wygląda jego picie i w związku z tym jego życie oraz życie ludzi z najbliższego otoczenia. Powyższa reguła jest jedną z najważniejszych w tej metodzie.

Nie konfrontujemy się z osobą.
Ważną dla nas osobę konfrontujemy z faktami z jej życia.


W tej metodzie niedozwolone jest narzekanie, obwinianie, wykazywanie, że ktoś jest gorszy niż inni, dochodzenie, kto ma rację. Metoda przypomina oglądanie albumu ze zdjęciami. Tu zdarzyło się to i to. To wyglądało tak a tak. Byłeś przy tym pijany (przepity, niedopity, pod wpływem alkoholu).

Oto próba definicji przygotowanej sesji interwencyjnej:

Sesja interwencyjna jest rzeczową i życzliwą prezentacją faktów mówiących o prawdziwym życiu osoby pijącej i o rzeczywistości, z którą kontakt tej osoby został zerwany za sprawą mechanizmów iluzji i zaprzeczania.

Najważniejsza zasada, jak chodzi o przygotowaną starannie sesję interwencyjną ujęta jest w następujących słowach: Prawda nie może mieć kształtu kamienia, który rani, musi być podawana z miłością, tak by człowiek na tę prawdę nie zamykał się, lecz otwierał (cytat z o. Jacka Salija - stwierdzenie niedotyczące picia, lecz formułowane jako ważna zasada relacji międzyludzkich).
Nie jest więc interwencja awanturą, ekspedycją karną ani okazją do wyrzucenia swoich nagromadzonych, negatywnych uczuć. O uczuciach w interwencji mówi się bardzo niewiele. Interwencja to nie atak na osobę, lecz atak na obrony pijącego.

Słowo "atak" obrazuje tutaj rzeczowe przedstawienie faktów wraz z troską o bliską nam osobę. Sposób przedstawienia tych faktów zawiera się w czterech regułach: nieosądzający, obiektywny, jednoznaczny i troskliwy. Zajmijmy się charakterystyką wymienionych wymagań.

Co to jest sposób nieosądzający?

W naszej kulturze i w religii chrześcijańskiej wysoko wartościowane są akty, w których unikamy osądzania. Osądzanie zostawiamy komuś innemu. Zasada ta ma naturalnie swoją logikę psychologiczną i interpersonalną. Osądzanie wywołuje zwykle protest, poczucie pognębienia lub zamknięcie uszu. W interwencji staramy się takich skutków unikać.
Sposób nieosądzający oznacza, że nie podważamy wartości człowieka ani jego wartości w podstawowych rolach społecznych (jako kobiety, mężczyzny, rodzica, dziecka czy nawet jako pracownika). Powstrzymujemy się od ocen globalnych (co z ciebie za matka, jesteś złym człowiekiem, ale z ciebie głupiec), zachowując jednak prawo do oceniania pojedynczych aktów zachowań (to było poważne zaniedbanie, naraziłeś nas wtedy na wysokie koszty itp.).

Co to jest sposób obiektywny?

Obiektywny sposób przedstawiania faktów oznacza, że wyłączamy tym razem swoje "ciche myśli" i "ukryte przekonania" (naturalnie, jak zwykle, oczywiście, no dziwne byłoby, gdybyś nie...) i mówimy o rzeczywistości tak, jakby rejestrowało to oko kamery: we wtorek... o godzinie... chwiałeś się na nogach, bełkotałeś, czuć było od ciebie alkohol... wykrzykiwałaś coś bez sensu, miałaś podarte ubranie... Wypiłeś w ciągu półtorej godziny 8 drinków... i tak dalej.
Jak widać, w obiektywnym sposobie przedstawiania faktów zawiera się wiele obrazów pokazujących picie, sposób picia, wygląd i zachowanie po alkoholu oraz opis dalszych konsekwencji. Jeśli konsekwencje te trwają kilka godzin, należy krótko opisać akcję aż do jej zakończenia ("Udało nam się wreszcie przekonać cię, byś poszła spać, była druga nad ranem" albo "Gdy wyszliśmy stamtąd, nie chciałeś wsiąść ze mną do samochodu. Powiedziałeś, że pójdziesz na piechotę, więc wróciłam sama do domu. Ty wróciłeś następnego dnia, nie wiem o której. Gdy wróciłam z pracy, przepraszałeś mnie i kolejny raz usłyszałam zapewnienia, że to się więcej nie powtórzy").
Jeśli w związku z piciem i upiciem rozgrywała się jakaś bardziej dramatyczna akcja (jazda po pijanemu, policja w domu, ucieczki domowników czy przerażenie dzieci), należy to również krótko opisać, zachowując logikę i fabułę, czyli przebieg akcji. Korzystnie jest przywołać niektóre zdarzenia i pokazać wszystkie mandaty, za jazdę pod wpływem alkoholu, pobyty w izbie wytrzeźwień, kradzieże i urazy (związane z piciem).
Unikamy w tym miejscu kilku błędnych sposobów zachowań:
- Nie dodajemy żadnej interpretacji psychologicznej do faktów, które przedstawiamy (typu: bo chciałeś mi pokazać, myślałeś, że się zdenerwuję, chciałeś jej dokuczyć, myślałeś, że pokażesz się jako dobry tata itd.). Interpretacje i domysły odciągają energię od właściwej sprawy, wzbudzają protest i złość w słuchającym, dają pretekst do dyskutowania o zamiarach w miejsce rozmowy o faktach.
- Nie dyskutujemy o pamięci pijącego. Zdarza się, że słuchający powie: "Nie pamiętam" lub "Nie mogło tak być, bo nie pamiętam". Reagujemy rzeczowo: "Być może nie pamiętasz, bo byłeś pijany" lub "Jednak ja dobrze pamiętam i zależy mi, żebyś usłyszał, jak było."
- Nie przedstawiamy zdarzeń, których nie możemy faktograficznie powiązać z piciem. Nie mówimy więc "Nie było cię trzy dni w domu", jeśli nie potrafimy pokazać bezpośredniego związku tego wydarzenia z piciem. Nie mówimy też o pożyczonych i nieoddanych pieniądzach, jeśli nie możemy powiązać tego z piciem. Nawet, jeśli domysły nasze w tej materii są słuszne, możemy mieć kłopot z reakcją typu "No tak, nie było mnie, ale co to ma do rzeczy? Mówiłem ci, że nie było mnie, ponieważ....". Opuszczanie domu bez uzgadniania z domownikami i pożyczanie pieniędzy bez oddawania są oczywiście naganne, lecz tym razem nie zajmujemy się czyimś "złym życiem", lecz piciem. Zależy nam na leczeniu tej osoby, a nie na nauczeniu jej dobrych obyczajów. Przynajmniej tym razem.
- Unikamy słowa "musiałam /musiałem". Zamiast "Musiałam odwieźć cię do domu" mówimy "odwiozłam cię do domu". Nie "Musiałem pożyczyć ci pieniądze", lecz "Pożyczyłem ci 50 zł". Te małe słówka mówiące o jakimś naszym przymusie wnoszą ton oskarżania, czyli coś, czego należy w interwencji unikać. Druga rzecz, to oczywiście fakt, iż niczego nie musimy w takiej sytuacji. Rozważamy, oceniamy, podejmujemy taką lub inną decyzję my sami, jako dorośli ludzie. Lecz przecież nie musimy. Te słowa budzą też często protest w osobie pijącej: "A kto cię prosił? Trzeba mnie było zostawić na ulicy" itd. Niedobrze byłoby wchodzić w tym miejscu w jałowe dyskusje na temat przymusu w życiu człowieka i zobowiązań jednych wobec drugich.

Co to jest sposób jednoznaczny?

Sposób jednoznaczny w interwencji wiąże się z opisywanym poprzednio obiektywizmem, ponieważ obiektywne jest zwykle jednoznaczne i na odwrót. Jednak zachodzą tu pewne niuanse, które warto rozważyć oddzielnie. Już wiemy, że jednoznacznie trzeba opisać picie i upicie się (bez eufemizmów w stylu: no wiesz, byłeś trochę...tego...). Jednoznacznie przytoczyć słowa, nazwać czyny i zdarzenia. Pojawiają się w tym miejscu dwie kwestie, które można napotkać w praktyce.
Po pierwsze: Na ile jednoznacznie cytować wulgaryzmy?
Po drugie: Na ile jednoznacznie mówić o rzeczach intymnych i wstydliwych?
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, gdy w spotkaniu biorą udział dzieci (zasada: nie młodsze niż 8 lat!). Zarówno w pierwszej i drugiej sprawie należy działać z wyczuciem.
Cytowanie wulgaryzmów (w związku z piciem, stanem upojenia itd.) może wstrząsnąć kimś, kto nie ma zwyczaju na co dzień posługiwać się słownictwem z rynsztoka lub kimś, kto tego nie pochwala, czy nawet się wstydzi. Działa także publiczne odsłonięcie szczegółów zachowania pijącego. Trzeba jednak dodatkowo rozważyć dwie inne sprawy: Na ile osoba cytująca ma gotowość używania (nawet w cytatach) słów wulgarnych? I czy jest gotowa wprowadzać tego rodzaju słownictwo w obecności dzieci? Nie ma tu sztywnych reguł. Kobiety radzą sobie w różny sposób. Na ogół nie cytują dosłownie, lecz mówią o słowach: "na ku, na pi i na hu". Ten rodzaj komunikatu jest bardzo czytelny. Niektóre decydują się powtarzać dłuższe frazy, o ile zajdzie potrzeba. Czasem ktoś mówi, że dzieci i tak słyszą, więc nic nowego nie usłyszą. Inni zaś stwierdzają, że to, co dzieci słyszą od ojca, nie musi pojawiać się w ustach matki, czy innych osób z rodziny. W tej sprawie wskazana jest rozsądna swoboda, która jednak nie może prowadzić do kłamstwa w tej sprawie.
Z podobnym wyczuciem mężczyźni i kobiety wiedzą, na ile chcą nazywać jednoznacznie zdarzenia z sypialni. O to przecież chodzi w temacie alkoholu i intymności. Niektórzy decydują się mówić ogólnie (Nasze pożycie intymne faktycznie od lat nie istnieje). Inni mniej ogólne (Nasze sprawy intymne, nasz seks, nie wyglądają dobrze, gdy wypijesz. Tym razem kosztowało nas to także trochę niemiłych scen i rozmów) lub wręcz: "Było jak zwykle. Nie mam żadnej ochoty na seks, gdy jesteś pijany. Zresztą, jak jesteś trzeźwy, to ty nie masz ochoty. Byłeś ordynarny i złośliwy, do tego groziłeś awanturą. Nie chciałam, żeby dzieci znów się obudziły, więc byłam cicho. Nie chcę przeżywać więcej takich sytuacji". I tak dalej. Czasem, choć rzadko, pada słowo "gwałt". Jak widać, zalecana jest w tym miejscu delikatność i wyczucie, jednak bez rozstawania się z rzeczywistością.
Co to jest sposób troskliwy?
Przede wszystkim oznacza to, że wznosimy się ponad własne urazy i z największą życzliwością, na jaką nas stać (pamiętając, że mówimy to wobec kogoś, na kim nam zależy), bez zbędnego słodzenia szukamy słów i tonu miłości oraz troski. Może tak zwanej "miłości bliźniego", jeśli już nie opartej na związku uczuciowym. Może troski człowieka, który mimo wszystko dobrze życzy, jeśli nawet już nie kocha. Jest to bardzo szeroka formuła, w której każdy, kto nie jest wrogiem ani całkiem obojętnym, znajdzie swoje słowa.
Przestrzegam, by nie wyrażać tu troski pieszczotliwej, sentymentalnej czy nadmiarowej. Interwencja jest spotkaniem osób dorosłych, które chcą w duchu miłości powiedzieć po prostu prawdę. Rzeczywistość pokazuje, że dzieci także potrafią wzbić się na ten poziom.

* * *

Na koniec tej części artykułu chcę wspomnieć o tym, jak mówimy w interwencji o swoich uczuciach. Główny przekaz dotyczy faktów. Jednak powiedzenie o swoich uczuciach jest możliwe i potrzebne, byle tylko nie stracić z oczu właściwych proporcji. Mówienie o uczuciach stanowi coś w rodzaju "bocznej ścieżki dźwiękowej" w filmie. "Bardzo się o ciebie martwiłem", "Byłam przerażona", "Dzieci i ja byliśmy w szoku", "Ogarnął mnie smutek i zniechęcenie", "Nie wiem, co robić".
Powściągliwość w mówieniu o uczuciach w sytuacji interwencji wiąże się z tym, że uczucia są treścią subiektywną, co oznacza, że dwie osoby w tej samej sytuacji mogą doświadczać innych myśli i emocji. Nie ma jednoznacznych reguł w sprawie odczuwania. Można podważać zasadność odczuwania i przeżywania, (Po co się przejmujesz? Innej by się podobało, itd.) Z uczuciami można dyskutować, z faktami nie. Stąd nacisk na fakty. Byłoby jednak czymś sztucznym nie odsłaniać siebie w żaden sposób, mówiąc o tak ważnych i trudnych sprawach. Praktyka potwierdziła, że proporcje faktów i przeżywania ustalone tak właśnie, stanowią dobry przekaz o charakterze interwencji.

Autorka jest psychologiem, licencjonowanym psychoterapeutą i superwizorem PTP,    specjalistą terapii uzależnień.
powrót