Antoni Pisarski

Używanie substancji odurzających prowadzi do istotnych zaburzeń w biochemii mózgu naszych pacjentów

Zdziwienia i edukacja...

Motto: Strzeż się lekarza, który jest specjalistą od wychodzenia cało z opresji
(ostrzeżenie Matza)

Co pewien czasprowadzę dla lekarzy szkolenia na temat diagnozowania i leczenia osób uzależnionych lub nadużywających substancji psychoaktywnych. Chciałbym podzielić się refleksjami, które pojawiają się po takich spotkaniach.Reakcja uczestników szkolenia na pewne treści związane z patrzeniem na uzależnienie z perspektywy biologicznej, traktującej je jako "przewlekłą chorobą mózgu" i wynikającymi z niej konsekwencjami pod postacią określonych zaburzeń i dolegliwości psychiatrycznych ma dla mnie wymiar zjawiska filozoficznego określanego, które nazwałbym –zdziwieniem. Występuje ono w róznych postaciach:
- z odcieniem niedowierzania - wśród tych, którzy określają alkoholizm "chorobą na własne życzenie".
- z domieszką zaskoczenia – reagują ci, którzy nie znajdują uzasadnienia terminu "choroba" w określaniu zjawiska, jakim jest uzależnienie.
- podbarwione dyskretną wyższością w stylu – "a nie mówiłem"- demonstrują ci, którzy nie lubią psychologów.
- z domieszką złości – "co za brednie"- okazują ci, którzy nie lubią biologicznie zorientowanych psychiatrów.
Zauważyłem, że najbardziej zdziwionych łączy podobne zachowanie: bezrefleksyjne przepisywanie pacjentom doświadczającym skutków picia, leków uspokajających i nasennych. Bowiem oni podążają za pacjentem. W mniemaniu pacjentów są specjalistami ratującymi ich z opresji.
W związku z powyższym chciałbym zwrócić uwagę na kilka istotnych faktów związanych ze stosowaniem różnych grup leków psychotropowych u pacjentów uzależnionych .
Przy stosowaniu leków działających uspokajająco, nasennie, przeciwlękowo z grupy tzw. benzodiazepin powinno się przestrzegać podstawowych zasad:

Jak skomentować przepisywanie przez lekarza pacjentowi przez okres kilku miesięcy leków takich jak relanium, lorafen, dormicum, clonazepam itp. ?
Pomijając objawy ostrego zespołu abstynencyjnego, w czasie którego następuje "zalew" centralnego układu nerwowego pacjenta " lawiną" neurotransmiterów, co manifestuje się szeregiem objawów uzasadniających zastosowanie leków z powyższej grupy, istnieje niewiele wskazań do ich dłuższego stosowania u pacjentów uzależnionych.
Używanie substancji odurzających prowadzi do istotnych zaburzeń w biochemii mózgu pacjentów. Znajduje to odzwierciedlenie u wielu z nich przez długi okres czasu w takich chociażby dolegliwościach jak: stany obniżonego nastroju, zaburzenia snu (sen płytki, przerywany, wczesne budzenie ranne, sen bez poczucia snu), częsta zmienność nastroju, drażliwość, utrata poczucia przyjemności z prostych aktywności życiowych itp.
Amerykanie mówią, że uzależniony człowiek ma "toksyczny mózg". Ktoś powiedział "to nie my mamy mózg, ale mózg ma nas", więc tak napawdę to nasz mózg potrzebuje czasu i odpowiednich warunków, aby się uspokoić, odzyskać równowagę.
Jest także inna istotna kwestia związana ze stosowaniem leków wpływających na nastrój w grupie pacjentów uzależnionych, ma ona swoje źródło w mechanizmie radzenia sobie z emocjami za pomocą środków chemicznych, w pewnym wymiarze uzależnienie to specyficzny sposób radzenia sobie z rzeczywistością, to "chemiczny" sposób bycia w świecie.
Uważna analiza historii używania różnych środków odurzających skłania do niezbyt wesołej refleksji, że uzależnienie jako problem, z którym przychodzi się nam zmagać, to w znacznej mierze efekt radosnej twórczości lekarzy, farmaceutów, biochemików. Wskazałbym tu zwłaszcza lekarzy, którzy chcą być natychmiast skuteczni, chcą odnosić spektakularne sukcesy w usuwaniu tego, co boli, lecz czasem boleć musi, bo jak mówi poeta w wierszu pt. Trud (*)

"to nie jest takie proste
wstawać jeść śniadanie pracować
zmieniać wyjaśniać radzić
pisać z córką wypracowania
rozmawiać z żoną milczeć z żoną
(...) dotykać tego wszystkiego dotykać (...)
i rodzić się
wciąż się w sobie rodzić"

Nie jestem przeciwnikiem stosowania leków wśród, uważam jednak, że zbyt łatwo lekarze ulegają presji objawów zgłaszanych przez pacjenta, zbyt łatwo ulegają przekonaniu o byciu skutecznym natychmiast i za wszelką cenę, zbyt mało mają wiedzy dotyczącej mechanizmów uzależnienia, popartej przekonaniem o naturalnej zdolności naszego organizmu do zdrowienia. Pacjenci zaś zbyt łatwo dają się zwodzić reklamie "Prozac – i chce się żyć". Zbyt często i zbyt łatwo przychodzi im używać w zmaganiu z tym, co boli, bo czasem boleć musi, środków chemicznych serwowanych przez specjalistów od wychodzenia cało z depresji, przepraszam, z opresji.
Inną nieco kwestią jest stosowanie leków wykazujących działanie zmniejszające głód alkoholu, zapobiegających nawrotom picia, hamujących euforyzujący efekt działania alkoholu, takich jak campral, czy też naltrekson.To zupełnie nowa grupa leków, których mechanizm działania przynajmniej hipotetycznie związany jest z zaburzeniami na poziomie receptorowym oraz neuroprzekaźników wywołanymi działaniem alkoholu na mózg.
W różnych doniesieniach potwierdza się ich skuteczność w aspekcie wydłużenia czasu abstynencji poprzez zmniejszenie częstości nawrotów, obniżenie intensywności głodu alkoholowego. Wykazuję jednak umiarkowany optymizm co do ich efektywności, obserwując każdego kolejnego pacjenta zapijającego campral.
Podsumowując swoje refleksje, chciałbym zwrócić uwagę na dwie istotne kwestie:
- konieczność umiejętnej (tzn. w przystępny sposób prowadzonej) edukacji osób uzależnionych w kwestii "biegania" do specjalistów w związku z dolegliwościami natury psychiatrycznej a będącymi prostymi następstwami "picia wódki".
- konieczność właściwej (tzn. prowadzonej przez doświadczonego lekarza) edukacji lekarzy w kwestii leczenia dolegliwości natury psychiatrycznej u osób uzależnionych.

   Autor jest lekarzem psychiatrą, specjalistą psychoterapii uzależnienia. 

*Ireneusz Kaczmarczyk (1999) Cisza stroiła się sama. Wydawnictwo Tukan. Piotrków Trybunalski

powrót