Rozmowa z Wojciechem Echeilbergerem - psychologiem i psychoterapeutą


To ogromna pokusa przyjąć pozorną tożsamość mistrza. Bardzo łatwo to zrobić szczególnie wobec ludzi uzależnionych czy uzależniających się

Żeby stłuc dzban, trzeba go najpierw mieć

- Poszukiwanie samego siebie nie jest łatwe, czasem nie jest możliwe bez pomocy psychologicznej, czasem wymaga duchowego nauczyciela. Na czym polega więc rola terapeuty, psychologa, nauczyciela. Kiedy to przywództwo jest uprawnione, a kiedy jest nadużyciem?

- Może nie być uprawnione z dwóch powodów. Po pierwsze, wtedy, jeśli ktoś, kto aspiruje do roli przewodnika, nie ma odpowiednich kompetencji. Wobec ludzi potrzebujących pomocy łatwo być mistrzem i przewodnikiem. To może być pokusa, którą trudno kontrolować. Bardzo wiele zależy od tego, na ile terapeuta, który z jakichś powodów uważa za potrzebne wchodzenie w taką rolę, jest do tego rzeczywiście przygotowany i czy korzysta z superwizji. Drugi powód jest związany z klientem; czy tego typu interwencje są zawarte w kontrakcie terapeutycznym, czyli na ile wchodzimy w taką rolę za wiedzą i zgodą pacjenta. To są dwa podstawowe ograniczenia, na które trzeba bardzo uważać. Mówimy o zjawisku rozpowszechnionym obecnie na dość dużą skalę. Ale w tym formacie psychoterapii można przejść z człowiekiem tylko kawałek. Rolą terapeuty jest dać ludziom absolutną swobodę wyboru drogi, którą chcieliby odbyć. Trzeba bardzo uważać, aby nie wchodzić w rolę nauczyciela wobec tych, którzy są na początku terapii. Żeby stłuc dzban, trzeba go najpierw mieć. Ludzie często potrzebują terapii dlatego, że nie mają dzbana, że nie mają odgraniczonego JA, spójnego self. Szukają, to jest dla nich najważniejsze. Droga ku duchowości jest następnym etapem, po który nie będą chcieli sięgać.

- Czy to znaczy, że terapeuta w sprawach duchowości ma być bierny?

- Terapeuta, który ma jakieś doświadczenie duchowe, będzie emanować jakimś klimatem, czy “coś” mu się wyrwie na ten temat. Jeśli jest kompetentny, kontroluje, co się dzieje i nie nadużywa podatności klienta na uzależnianie się od mistrza, ideologii czy doktryny lub nadziei na szybkie zbawienie - to wtedy może zwrócić czasem uwagę na duchowy wymiar życia. Terapeuta musi być tutaj bardzo świadomy. Wiele zależy od tego, o jakich tradycjach rozwoju duchowego mówimy. Medytacji nie można proponować ludziom, którzy mają zaburzone, niestabilne poczucie JA. Nie są oni bowiem w stanie podołać takiemu zadaniu. Na ogół lądują na jakichś “manowcach”. Takich praktyk nie należy proponować ludziom, którzy się łatwo uzależniają, ale także tym, którzy mają tendencje do wycofywania się i używają tej cudownej skądinąd procedury nie po to, żeby się rozwijać, ale żeby się regresować, odlatywać, wycofywać, wzmacniać swoje ograniczenia, zamiast je przekraczać.

- W terapii uzależnienia pracuje wiele osób, które same mają przeszłość alkoholową, pracują nad swoimi problemami, ale są na różnym poziomie ich rozwiązania.

- Świadczy to o tym, że terapia nie była dostatecznie głęboka. Dla takich ludzi przyjęcie pozornej tożsamości mistrza może być ogromną pokusą. Bardzo łatwo grać taką rolę wobec ludzi uzależnionych czy uzależniających się. Myślę, że osoby, które same miały problem uzależnienia i nie dość głęboko go w sobie rozwiązały, mogą mieć tendencję do dalszego poszukiwania fałszywej tożsamości. Stąd moja nieufność wobec kwalifikowywania do pomagania uzależnionym ludzi mających podobny problem. To spełnia swoją ważną funkcję środowiskową i terapeutyczną, ale może pojawiać się niebezpieczeństwo nadużycia roli.

- Można jednak unikać tych niebezpieczeństw, przeciwdziałać im, tworzyć kryteria...

- Praca z drugim człowiekiem powinna być rzetelnie superwizowana i to najlepiej przez ludzi, którzy mają inną perspektywę terapeutyczną (nie perspektywę ruchów samopomocowych). Problem w tym, że czasami zbyt szybko uznajemy się za mistrzów i przyjmujemy postawę wyższościową i arogancką. Spotkałem kilku terapeutów wywodzących się z kręgu osób uzależnionych, które z ogromną chciwością, z narcystycznym samouwielbieniem i poczuciem ominipotencji „rzucały się” na możliwość bycia mistrzem stanowczo zbyt wcześnie, szkodząc przy tym innym.

- Pojawia się kolejny problem - kształcenia i certyfikowania umiejętności...

- Problemy, o których mówimy, nie dotyczą tylko ludzi pracujących w charakterze terapeutów z osobami uzależnionym od alkoholu czy innych środków, choć tu mogą się przejawiać w bardziej oczywisty sposób. One ujawniają się wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z zaburzeniami poczucia tożsamości i własnej wartości terapeuty. Wtedy bowiem chętnie sięgamy po tego rodzaju kompensacje. Jeśli droga do zostania terapeutą jest zbyt łatwa, omija własną terapię i superwizję, to jest to bardzo niebezpieczne. Droga duchowa, którą podąża terapeuta, znajdować się powinna poza kontekstem pracy terapeutycznej i być weryfikowana na zupełnie odrębnych zasadach. Potrzeba nauczyciela duchowego, który taką osobę poprowadzi i będzie weryfikował jej postępy. Tylko kwalifikowany nauczyciel może stwierdzić, że uczeń używa praktyki duchowej nie po to, żeby uwalniać się od ego, ale żeby je wzmacniać i kompensować. Takie zjawiska są częste, dotyczą także samych nauczycieli duchowych. Trzeba zatem apelować o ogromną ostrożność, przytomność i rzetelną pracę nad sobą w podążaniu wybraną przez nas duchową ścieżką.

- Czym jest rozwój duchowy?

- Rozwój duchowy jest czymś innym niż rozwój psychologiczny. Rozwój psychologiczny służy temu, żeby lepiej harmonizować własne JA, swój psychiczny arsenał, lepiej go znać, być bardziej świadomym siebie, lepiej funkcjonować w relacjach, mieć bardziej ugruntowane poczucie tożsamości na poziomie self. Rozwój duchowy to poszukiwanie tożsamości niekwestionowanej, ostatecznej, absolutnej, której nie sposób już sobie przypisać. Nauczyciele ZEN mówią: nie ma osób oświeconych. Albo oświecenie - albo osoba.

- Jesteś dla wielu ludzi mistrzem, zawodowym autorytetem. Czy taki fakt nie stanowi dla ciebie jakiejś pokusy?

- Ludzie mają potrzebę szukania nauczyciela, guru i ta potrzeba jest coraz bardziej powszechna. Na szczęście sam mam swoich nauczycieli i wiem, ile mam do zrobienia. W moim własnym odczuciu, daleko mi do roli, jaką przypisują mi ludzie. Mam więc superwizję, która stawia mnie na ziemi i nie pozwala wyobrażać sobie zbyt wiele. Swoista legenda związana z moją osobą czasami irytuje, gdy zaczyna się rozrastać do rozmiarów zupełnie nieadekwatnych. Staram się w miarę możliwości ograniczać zakres tego zjawiska, ale nie jest to łatwe, gdy ma się wiele kontaktów z mediami.

- Co jest ważne w pomaganiu innym?

- Pomoc w radzeniu sobie z cierpieniem, które generujemy w sposób nieświadomy i niekontrolowany po to, by nie tworzyć nowego cierpienia, działać w sposób bardziej świadomy, przytomny, z większym współczuciem i zrozumieniem dla siebie i innych. W wymiarze duchowym, żeby odkryć swoją prawdziwą tożsamość i dzięki temu uwolnić się od lęku.

- W naturalnej drodze rozwoju człowieka, uczenia się rozumienia świata ważna jest relacja ojciec - syn, matka - córka. Pewien student, a więc osoba już dorosła, poszukując w trakcie ćwiczeń swoich pierwszych kontaktów z alkoholem żałował, że nie może napić się ze swoim ojcem - abstynentem...

- Mówi się, że alkohol rozwiązuje języki. Jeśli alkohol stanie się jedynym na to sposobem, skutki są nam znane. Liczba ludzi uzależnionych będzie wzrastać. Jest coraz większy głód kontaktu, a czasem bezradność w kontakcie, dystans, brak wspólnych doświadczeń ojców i synów, do których mogliby się odwoływać i o nich rozmawiać. Alkohol jest wtedy zbyt łatwym i powszechnie dostępnym, niebezpiecznym wyjściem.

- Twoje książki porządkują ludzkie doświadczenia.

- Dla mnie pisanie książek też jest doświadczeniem porządkującym moje przemyślenia, doświadczenia z ludźmi i z samym sobą. To ciekawy proces -dogrzebywania się w sobie do różnych myśli i przeczuć. Kiedy ujrzą wreszcie światło dzienne, odczuwam ulgę i mogę zacząć myśleć o czymś innym.

- Dziękuję za rozmowę

Wojciech Eichelberger - psychoterapeuta, superwizor, autor    wielu książek, między innymi “Kobieta bez winy i wstydu”, “Zdradzony przez ojca”    oraz wielu publikacji z zakresu psychoterapii i pomocy psychologicznej. Jest    związany z Laboratorium Psychoedukacji. Był gościem ostatniej Letniej Szkoły    Instytutu Psychologii Zdrowia. 
   rozm. Ireneusz Kaczmarczyk

powrót